poniedziałek, 23 listopada 2015

Wycieczka w zachodniopomorskie 26.07.2015

Przyszedł czas na pierwszą, dłuższą wycieczkę Vulcanem (pomijam trasę Gdańsk-Warszawa po zakupie). Wymyśliłem sobie trasę Warszawa-Wierzchowo - tam znajduje się "ranczo" mojego dziadka. Dystans - ponad 400km. 
Trasę tę pokonywałem samochodem wiele razy, tym razem miałem jechać swoim niedawno kupionym motocyklem. 
Spakowałem się w sakwy, dodatkowo laptop i parę rzeczy do plecaka (plecak to zły pomysł - szybko zaczynają boleć barki). Drogę przebyłem bardzo przyjemnie, chociaż pogoda tego dnia nie rozpieszczała (było dosyć zimno).
Tego dnia pierwszy raz w mojej karierze motocyklowej podniosło mi się trochę ciśnienie - miała miejsce dosyć niebezpieczna sytuacja. Zbliżając się do stacji paliw, zauważyłem samochód, który zamierzał wyjechać z drogi podporządkowanej z prawej strony. Na przeciwnym pasie był w tym czasie mały korek. Postanowiłem zwolnić, podejrzewając, że kierowca włączającej się osobówki pewnie zaraz zajedzie mi drogę. No i tak się stało - ktoś zapewne machnął mu, sygnalizując, że go wpuszcza i ten wyjechał, nie patrząc w lewo. Jechałem z ręką i nogą gotowymi do wciśnięcia hamulca. Skończyło się to dosyć mocnym hamowaniem, zablokowaniem tylnego koła i pięknym piskiem opony. Kierowca osobówki na szczęście w porę się zatrzymał, a mi udało się przejechać przed nim. Vulcan z zablokowanym tylnym kołem był stabilny, jechał prosto jak rower. Drugie hamowanie trafiło mi się już później, po tym wyjeździe. Jechałem sobie za busem straży pożarnej, który w pewnym momencie zaczął wyprzedzać skuterzystkę. Ja też ją postanowiłem wyprzedzić dodając lekko gazu (prędkość była ok. 80km/h). W momencie wyprzedzania, zerkałem na ten skuter i nagle kątem oka zauważyłem, że bus zaczyna ostro hamować - jak się później okazało, przed nim jechał rowerzysta, a z naprzeciwka inne samochody. Zrobiło mi się gorąco, ale udało mi się wyhamować, nie uderzając w tył busa. Hamowałem odruchowo przednim i tylnym hamulcem, pulsacyjnie, coś jak ABS:) Tylne koło z 2-3 razy zablokowało się i zapiszczało... Powiedziałem sobie wtedy, że chyba muszę poważnie przemyśleć, co robię na motocyklu. Gdzieś wcześniej czytałem, że właśnie po przejechaniu motocyklem ok. 2000 km zdarza się sporo wypadków - człowiek się przyzwyczaja, robi mniej ostrożny, bardziej pewny siebie...

Na miejscu zwiedziłem okolice, w których nigdy wcześniej nie byłem, chociaż mieszkałem w okolicy przez wiele lat. Tak to właśnie jest z motocyklem: jeździ się bez celu i zwiedza. Za kierownicą samochodu zawsze wybierało się najkrótszą i najtańszą drogę. Jeżdżąc motocyklem staram się planować trasę jak najciekawszymi drogami, unikając ekspresówek, czy nawet dróg krajowych, byle jechać jak najdłużej.





























Spotkałem się także z forumowiczem z Vulcanerii w okolicach Stargardu - to była taka dodatkowa, mała wycieczka w ramach tego wyjazdu. Miałem okazję chwilę pogadać o Vulcanach, przejechać się kawałek VN900 Classic, a także posłuchać brzmienia porządnego wydechu - Hard-Krome (jak dla mnie, tak powinien brzmieć seryjny Vulcan:)). Szkoda, że nie było wtedy czasu na dłuższe spotkanie, ale może następnym razem... Kolega podpowiedział mi także, jak łatwo przerobić seryjny wydech, a jednocześnie zachować jego oryginalny wygląd.

Podróż powrotna obyła się bez niebezpiecznych sytuacji. Trasę powrotną do Warszawy tym razem wyznaczyłem sobie innymi drogami. W sumie w tydzień przejechałem ok. 1200 km.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz