czwartek, 31 marca 2016

Odbiór motocykla. Wymiana oleju i filtra 31.03.2016 9767km

Dzisiaj odebrałem motocykl z zimowania. Trochę się obawiałem, jak tam będzie z jazdą po ponad 4 miesiącach niejeżdżenia, ale niepotrzebnie. Wsiadłem na vulcana i pojechałem bez żadnych spinek, tak jakbym jeździł wczoraj. Motocykl niestety nie był wypucowany, jak mi obiecano:( (co będzie widać na poniższych zdjęciach).
Po przyjechaniu pod dom (po ok. 10km) zabrałem się za wymianę oleju i filtra - olej miał akurat idealną temperaturę: ciepły, ale nie rozgrzany nie wiadomo jak.
Do wymiany oleju przydadzą się (a przynajmniej ja tego użyłem):
- miska na stary olej - ja swoją zrobiłem rozcinając stary plastikowy baniak 25L wzdłuż na pół. I tak musiałem go jeszcze podciąć, gdyż pod motocyklem jest mało miejsca - miska musi być niska...
- klucz płaski 17mm do odkręcenia korka z filtrem siatkowym - powinno się go także czyścić przy wymianie oleju!
- nasadka 17mm do odkręcenia korka spustowego
- nasadka 10mm do odkręcenia osłony i regulatora napięcia
- klucz do filtra oleju + nasadka redukcja 1/2->3/8 (kosztowały w sumie 29,94zł - w tym 2 przesyłki)

- grzechotki: 1/4 i 1/2
- folia do rozścielenia pod motocyklem, aby nie ufajdać parkingu!!!
- 3.2L oleju 10w40 + filtr oleju
- brake cleaner do opłukania filtra siatkowego
- szmata, lejek, coś do odkręcenia korka wlewu oleju (np. 2 monety 5zł) - radzę nie używać wkrętaka płaskiego, bo można uszkodzić ten korek
Olej, jakiego postanowiłem użyć, to Valvoline Synpower 10W40, a filtr Hiflofiltro HF303 - kosztowało mnie to 111zł z przesyłką (olej+filtr), a wiec sporo mniej, niż reklamowany na każdym forum Motul... O tym Valvoline znalazłem tylko pozytywne opinie. Jest to olej full-syntetyk spełniający normy API: SN i JASO MA2! (a jest tańszy, niż półsyntetyk owego Motula 5100).

Na anglojęzycznym forum Vulcana wyczytałem, że olej warto spuszczać przez korek od filtra siatkowego (który i tak trzeba wykręcać) - ma on większą średnicę i przez to ponoć mocniejszy gwint - trudniej jest więc go ukręcić. Jako, że motocykl oparty na bocznej stopce jest pochylony w lewo, to i olej cały wyleci przez ten korek. Zamierzałem przetestować tę teorię, także wymianę oleju zacząłem od odkręcenia właśnie tego korka. Jest on umieszczony z lewej strony silnika, na dole - odrobinę bardziej z tyłu niż korek wlewu oleju.


Podstawiłem miskę i kluczem płaskim 17mm odkręciłem korek. Jak już wypłynął olej, odkręciłem też (tym razem) korek spustowy oleju - nie wypłynęła już ani kropla starego oleju (nawet po postawieniu motocykla do pionu). Nie sprawdziłem, czy korek spustowy jest magnetyczny (był czysty, także chyba nie jest). Tak więc teoria o spuszczaniu oleju jedynie przez korek filtra siatkowego jest prawdziwa i nie widzę sensu wykręcania dodatkowo korka spustowego (który, jak wspomniałem, niektórym udało się ukręcić).
Rama trochę przeszkadza w wyciągnięciu filtra siatkowego. Filtr ten jest całkiem elastyczny, także delikatne wygięcie go nie powinno mieć żadnego wpływu na jego działanie.
(pewnie jakbym zdjął widoczny oring założony na filterek, to by wyszedł łatwiej, z drugiej strony oring był dosyć mocno nasunięty i nie wiem, czy przy późniejszym nakładaniu nie powyginałbym filtra jeszcze bardziej)
 Tak się prezentuje cały "zespół" filtra w kolejności wyciągania: korek, sprężyna, metalowa podkładka i filtr (z oringiem):


Filtr wyczyściłem brake cleanerem.


Następnie odkręciłem 2 śruby osłony regulatora napięcia, 2 śruby mocujące regulator, oraz jedną śrubę od mocowania regulatora/lewą (drugiej nie trzeba, wystarczy przekręcić mocowanie, aby odsłonić filtr oleju).














Kluczem do filtra oleju odkręciłem filtr (wszedł na styk, już myślałem, że trzeba będzie odkręcać gmol).

Gumową uszczelkę nowego filtra nasmarowałem olejem, nalałem do filtra (ok. połowę puszki filtra) nowego oleju i przykręciłem na swoje miejsce (ręką! - w żadnym wypadku kluczem!!!), wcześniej oczywiście czyszcząc szmatką okolice filtra ze starego oleju.

Dokręciłem spust oleju; włożyłem filtr siatkowy i dokręciłem śrubę. Szmatką wyczyściłem wszystko ze starego oleju.
Przez wlew oleju nalałem tyle oleju, aby w baniaku pozostał równo litr. Po chwili usiadłem na motocyklu stawiając go do pionu, a starym lusterkiem vulcanowym, sprawdziłem poziom w okienku inspekcyjnym (z lewej strony na dole; cały czas utrzymując motocykl w pionie). Dolałem jeszcze kapkę, zakręciłem korek wlewu oleju i uruchomiłem silnik na kilka minut. Po zgaszeniu, odczekałem chwilę i ponownie sprawdziłem poziom. Nie pamiętam już teraz, czy jeszcze coś dolewałem, ale po miarce baniaka można wywnioskować, że weszło właśnie około 3.2L oleju - jak podaje manual. Następnie zrobiłem małą rundkę po okolicy, jeszcze raz sprawdziłem poziom oleju, a także sprawdziłem, czy gdzieś nie pojawiły się wycieki.
ps. teoretycznie powinno się wymieniać gumowy oring korka od filtra siatkowego, a także podkładkę od korka spustowego przy każdej wymianie oleju... jeżeli jednak nie są uszkodzone, to nie zawracałem sobie tym głowy.

wtorek, 24 listopada 2015

Koniec sezonu 2015. Zimowanie.

Dzisiaj postanowiłem wstawić Vulcana do ogrzewanego serwisu marki produkującej motocykle na H... 
Od końca czerwca zrobiłem ok. 3500km, nie jest to dużo, jak na pół sezonu (ale też i nie tak mało jak na pół pierwszego w życiu sezonu na motocyklu).
Koszty seozonu poza zakupem motocykla:
100zł akumulator
70zł pokrowiec Oxford
ok. 500zł opłaty w urzędach
ok. 30zł przeróbka wydechu
ok. 805zł paliwo
220zł I rata za zimowanie (II rata: 200zł - umowa do 1.04.2016)
kurtka + rękawice - ok. 350zł
plus jakieś drobne opłaty na bramkach i myjniach... 
No i oczywiście koszt uzyskania prawa jazdy kat. A.
Spalanie na dystansie 3500km wyszło średnio ok. 4,3 litra. 
Na wiosnę sam sobie zrobię podstawowy serwis Vulcana: olej w silniku + filtr, świece, płyn hamulcowy. Najpewniej wymienię także opony, bo oryginalne, chociaż nie są mocno zużyte, to jednak są stare (2007 rok). Przednia opona jest już nawet popękana. Tylna opona wygląda ładnie, ale guma jest twarda - chociaż przy 0-2 stopniach na dworze, każda opona będzie twarda... Trzeba będzie przygotować ok. 1000zł na komplet nowych opon z wymianą, ewentualnie ok. 350-400zł, jeżeli się zdecyduję wymienić tylko przednią.
Motocykla przed oddaniem nie myłem - oni tam go na miejscu wypucują i zabezpieczą odpowiednim "szuwaksem". Zatankowałem też bak pod korek.






poniedziałek, 23 listopada 2015

Przeróbka wydechu VN900

Seryjny wydech w Vulcanie 900 jest tragiczny. Motocykl brzmi jak skuter o kilka razy mniejszej pojemności. Dla mnie dźwięk motocykla jest ważny, ale nie zamierzam (przynajmniej na razie) inwestować w jakiś drogi, akcesoryjny wydech. Tym bardziej, że jest duże prawdopodobieństwo, że byłoby potrzebne także urządzenie typu Power Commander, które też swoje kosztuje. Postanowiłem więc bardzo tanim kosztem przerobić wydech seryjny.
Potrzebne rzeczy:
- wiertarka
- wiertło do metalu (kupiłem wiertło 30cm/10mm - w sklepie Jula za 10zł); potrzebne jest też mniejsze wiertełko - 4mm do rozwiercenia nitów
- taśma maskująca
- młotek i coś do zrobienia wgłębień w blaszce, aby się wiertło nie ślizgało
- nitownica (10zł w Auchan)
- 6 sztuk nitów 2.4mm, najlepiej czarnych, jak w oryginale; nie znalazłem takich w okolicy, więc kupiłem zwykłe srebrne
Najpierw zamaskowałem papierem blaszki przynitowane na końcu wydechu, tak, żeby ich przypadkiem nie porysować  rozwiercając nity.
Następnie rozwierciłem nity mocujące blaszkę. Poszło jak po maśle. Wiercić oczywiście trzeba na wolniejszym biegu - mam 2 biegową starą polską Celmę.











Widoczne mocowanie blaszki, oraz końcówka rury wydechowej.








Większość właścicieli, jak widać np. na filmikach na youtubie, obcina końcówkę rury razem z mocowaniem blaszki. Ja początkowo też chciałem coś takiego zrobić, ale kolega z forum podpowiedział mi, żeby wywiercić otwory, mocowania zostawić, a blaszkę przynitować z powrotem. I to była bardzo dobra podpowiedź. Raz, że wydech wygląda jak w oryginale. Dwa: jest dużo mniej pracy przy tej całej przeróbce (do cięcia potrzebna jest piła szablasta, jest ryzyko uszkodzenia chromów). Wydechy z uciętą końcówką, bez blaszki wyglądają, moim zdaniem, kiepsko.
Następnie zabezpieczyłem chromy taśmą. Wiertło także okleiłem, zostawiając tylko odsłoniętą końcówkę. Pilnikiem (akurat miałem pod ręką) i gumowym młotkiem zrobiłem po osiem "wgłębień" w blaszce tłumika, starając się to zrobić z grubsza symetrycznie - chociaż otwory i tak nie będą widoczne. Następnie wywierciłem 8 otworów w tylnej blaszce tłumika.

To samo robimy z drugim tłumikiem.
Oprócz tych 8 otworów 10mm, wywierciłem jeszcze otwór w rurze wydechowej (w środku jest tam blaszka).
Na koniec usunąłem opiłki odkurzaczem i przynitowałem czarne blaszki do mocowań.











Poniżej dwa filmiki: przed przeróbką, oraz po przeróbce. Blaszki przynitowałem później, także nie widać ich na filmikach. Filmiki nagrywane starym aparatem, ale na słuchawkach można usłyszeć różnicę w brzmieniu i głośności przed i po przeróbce. Na wolnych obrotach motocykl jest tylko odrobinę głośniejszy. Efekt przeróbki jest już dużo lepiej zauważalny w normalnej jeździe - teraz motocykl stał się słyszalny;) Oczywiście nie jest tak głośny, jak np. z jakimiś Cobrami, ale i tak warto coś takiego zrobić. Koszt: ok. 30zł... 
Przeróbka w żaden sposób nie wpłynęła na pracę silnika itp. Spalanie też bez zmian.




Wycieczka w zachodniopomorskie 26.07.2015

Przyszedł czas na pierwszą, dłuższą wycieczkę Vulcanem (pomijam trasę Gdańsk-Warszawa po zakupie). Wymyśliłem sobie trasę Warszawa-Wierzchowo - tam znajduje się "ranczo" mojego dziadka. Dystans - ponad 400km. 
Trasę tę pokonywałem samochodem wiele razy, tym razem miałem jechać swoim niedawno kupionym motocyklem. 
Spakowałem się w sakwy, dodatkowo laptop i parę rzeczy do plecaka (plecak to zły pomysł - szybko zaczynają boleć barki). Drogę przebyłem bardzo przyjemnie, chociaż pogoda tego dnia nie rozpieszczała (było dosyć zimno).
Tego dnia pierwszy raz w mojej karierze motocyklowej podniosło mi się trochę ciśnienie - miała miejsce dosyć niebezpieczna sytuacja. Zbliżając się do stacji paliw, zauważyłem samochód, który zamierzał wyjechać z drogi podporządkowanej z prawej strony. Na przeciwnym pasie był w tym czasie mały korek. Postanowiłem zwolnić, podejrzewając, że kierowca włączającej się osobówki pewnie zaraz zajedzie mi drogę. No i tak się stało - ktoś zapewne machnął mu, sygnalizując, że go wpuszcza i ten wyjechał, nie patrząc w lewo. Jechałem z ręką i nogą gotowymi do wciśnięcia hamulca. Skończyło się to dosyć mocnym hamowaniem, zablokowaniem tylnego koła i pięknym piskiem opony. Kierowca osobówki na szczęście w porę się zatrzymał, a mi udało się przejechać przed nim. Vulcan z zablokowanym tylnym kołem był stabilny, jechał prosto jak rower. Drugie hamowanie trafiło mi się już później, po tym wyjeździe. Jechałem sobie za busem straży pożarnej, który w pewnym momencie zaczął wyprzedzać skuterzystkę. Ja też ją postanowiłem wyprzedzić dodając lekko gazu (prędkość była ok. 80km/h). W momencie wyprzedzania, zerkałem na ten skuter i nagle kątem oka zauważyłem, że bus zaczyna ostro hamować - jak się później okazało, przed nim jechał rowerzysta, a z naprzeciwka inne samochody. Zrobiło mi się gorąco, ale udało mi się wyhamować, nie uderzając w tył busa. Hamowałem odruchowo przednim i tylnym hamulcem, pulsacyjnie, coś jak ABS:) Tylne koło z 2-3 razy zablokowało się i zapiszczało... Powiedziałem sobie wtedy, że chyba muszę poważnie przemyśleć, co robię na motocyklu. Gdzieś wcześniej czytałem, że właśnie po przejechaniu motocyklem ok. 2000 km zdarza się sporo wypadków - człowiek się przyzwyczaja, robi mniej ostrożny, bardziej pewny siebie...

Na miejscu zwiedziłem okolice, w których nigdy wcześniej nie byłem, chociaż mieszkałem w okolicy przez wiele lat. Tak to właśnie jest z motocyklem: jeździ się bez celu i zwiedza. Za kierownicą samochodu zawsze wybierało się najkrótszą i najtańszą drogę. Jeżdżąc motocyklem staram się planować trasę jak najciekawszymi drogami, unikając ekspresówek, czy nawet dróg krajowych, byle jechać jak najdłużej.





























Spotkałem się także z forumowiczem z Vulcanerii w okolicach Stargardu - to była taka dodatkowa, mała wycieczka w ramach tego wyjazdu. Miałem okazję chwilę pogadać o Vulcanach, przejechać się kawałek VN900 Classic, a także posłuchać brzmienia porządnego wydechu - Hard-Krome (jak dla mnie, tak powinien brzmieć seryjny Vulcan:)). Szkoda, że nie było wtedy czasu na dłuższe spotkanie, ale może następnym razem... Kolega podpowiedział mi także, jak łatwo przerobić seryjny wydech, a jednocześnie zachować jego oryginalny wygląd.

Podróż powrotna obyła się bez niebezpiecznych sytuacji. Trasę powrotną do Warszawy tym razem wyznaczyłem sobie innymi drogami. W sumie w tydzień przejechałem ok. 1200 km.

niedziela, 22 listopada 2015

Pierwsze kilometry, pierwsze wrażenia VN900 Custom

Przed zakupem Customa, nie zwracałem uwagi na ten model. Jakoś mi się nie podobały na zdjęciach. Jak większość, chciałem kupić Classica. I tutaj mam taką małą radę dla kogoś, kto myśli o zakupie VN900: obowiązkowo jednak obejrzyjcie sobie ten motocykl "na żywo". Moim skromnym zdaniem Classic na żywo nie robi takiego wrażenia, jak na zdjęciach, natomiast Custom robi (sporo) większe wrażenie na żywo, niż na zdjęciach. Motocykl jest długi, niski, szeroki, "mięsisty". Przednie koło wcale nie jest takie wąskie, jak się może wydawać w katalogu;) Duże koło robi wrażenie "dopasowania" do bryły motocykla, trzymania jego linii... Pozycja za kierownicą jest bardzo wygodna, jest sporo miejsca na nogi (ja mam 175cm wzrostu i jakieś 85kg wagi i raczej jestem, jakby to napisać, w "dolnym zakresie wzrostowym dla tego motocykla"). Ręce są luźno/naturalnie wyciągnięte przed siebie. Dzięki szerokiej kierownicy (a przynajmniej szerszej, z innym uchwytem niż w Classicu) ma się wrażenie pewnego "trzymania" motocykla. Manewrowanie kierownicą jest łatwe, "kontrolowalne". Motocykl nie sprawia problemów w prowadzeniu. Środek ciężkości jest nisko, siodło też jest nisko, także można pewnie i szeroko rozstawić stopy. 
Po zakupie motocykla postanowiłem sobie założyć zeszyt, w którym będę zapisywał wszystkie wydatki, wszystkie tankowania itd. Przy każdym tankowaniu robię zdjęcie licznika przebiegu, zachowuję paragon. Na dzień dzisiejszy (koniec listopada) przejechałem ok. 3500km i więcej już chyba w tym sezonie nie zrobię. Nie jest to dużo, ale też, jak na pierwszy sezon (tak naprawdę pół sezonu) - jest ok. Motocyklem jeżdżę tylko dla przyjemności, najczęściej bez żadnego konkretnego celu podróży. Spalanie Customa wynosi ok. 4.3L na setkę. Najmniejsze wyniosło ok 4.1, największe ok. 4,5! Tyle potrafi spalić skuterek o 18x mniejszej pojemności!:) Jest to wielka zaleta tego motocykla. Bak ma, jeżeli się nie mylę, 20 litrów pojemności. Zwykle jadę tankować po przejechanych 300km - kontrolka rezerwy jeszcze się nie zapala. Raz przejechałem ponad 392km i na stacji wlałem 17,26L paliwa... także zasięg ponad 400km na jednym baku jest osiągalny bez problemu.
Zaletą jest także wtrysk paliwa - nie trzeba się bawić ze ssaniem itd. Biegi wchodzą gładko i precyzyjnie. Sprzęgło chodzi leciutko. Z hamowaniem nie mam najmniejszych problemów (miałem już dwa awaryjne hamowania, ale o tym napiszę później). 
Nie rajcuje mnie pajacowanie na motocyklu, staram się jeździć spokojnie, z "szacunkiem" do motocykla, czerpać przyjemność z tzw. cruisingu, a nie zap...nia jak głupi. Czasem lubię przy przyśpieszaniu mocniej odkręcić manetkę i posłuchać głośniejszego warkotu widlastego silnika. Nigdy mi się jeszcze nie zdarzyło wkręcić silnik do odcinki (co uważam za czysty kretynizm - bez urazy dla miłośników takich "wyczynów";)) Palenie gumy też nie chodzi mi po głowie.

Co mogę napisać o "wadach" Vulcana? Brakuje mi 6 biegu. W trasie, przy prędkości ok. 80km/h silnik ładnie bulgocze, tyle, że z taką prędkością się nie jeździ. Przy normalnej prędkości podróżnej, czyli ok. 100-110km/h silnik, jak na mój gust, ma za wysokie obroty. Przydałby się właśnie 6 bieg, albo/i większa pojemność. Chciałbym, żeby silnik przy tej prędkości bulgotał sobie, jak przy prędkości 80km/h. 
Wadą też może być brak możliwości zamontowania dużej szyby (technicznie taka możliwość jest, ale jak on będzie wyglądał z dużą szybą...). Ja lubię jeździć bez szyby, także tę moją i tak zdjąłem. Kolejną "wadą" może być dla niektórych brak podestów, dzięki którym (teraz tak sobie tylko konfabuluję, bo Classiciem jechałem tylko parę kilometrów) jest większa możliwość ułożenia nóg, tak jak się chce. O podnóżki w Customie można oprzeć stopy, można położyć stopy (pięty) na nich, a można także zamontować dodatkowe podnóżki np. do gmola. Tak, czy inaczej stopy są bardziej wyciągnięte do przodu, niż w Classicu. W Classicu pozycja za kierownicą jest bardziej krzesełkowa, gdy tymczasem w Customie - bardziej "fotelowa". 
Motocykl nie ma ABSu, dosyć łatwo jest zablokować tylny hamulec. Vulcan po zablokowaniu tylnego koła jedzie prosto, wystarczy odpuścić pedał i jechać dalej...
VN900 sprawia wrażenie bardzo stabilnego motocykla. Pamiętam, że jeżdżąc skuterkiem przy maksymalnej jego prędkości, czyli jakieś 65-70km/h, miało się śmierć w oczach. Tym motocyklem można jechać 50, oraz 150, a wrażenia są prawie takie same;)
Prawdziwą wadą jest oryginalny wydech. Jest cichy, motocykl wydaje z siebie dźwięki jak jakiś chiński pierdzący skuter o pojemności 125ccm. Akcesoryjny wydech (np. Cobra) potrafi kosztować ok. 2500 zł, do tego Power Commander - też niemałe pieniądze. Wydech postanowiłem jak najszybciej przerobić domowym sposobem, ale o tym będzie już w którymś następnym wpisie.

sobota, 21 listopada 2015

VN900 kupiony. Powrót do domu - Gdańsk-Warszawa

Byłem nieźle zestresowany podróżą, która mnie czekała. Jak już pisałem: ostatni raz jeździłem jednośladem dwa miesiące wcześniej na egzaminie. Vulcan 900 to jednak trochę inny motocykl niż Suzuki Gladius. Prawie o 1/3 większa waga, ale mniejsza moc, inny moment obrotowy, zupełnie inna pozycja kierowcy.
Przed wyjazdem do Gdańska po motocykl dokładnie sobie przestudiowałem mapę, wyznaczyłem jak najłatwiejszą trasę do domu: jak najmniej zakrętów i hamowania;) Postanowiłem, że będę jechał autostradą A1, a następnie pod Strykowem zmiana kursu na A2. Najbardziej problematyczny wg. mojego planu, był przejazd przez Gdańsk - pierwsze kilometry w siodle.
Spakowałem mandżur w sakwy, założyłem kurtkę, kask i rękawice. Zrobiłem 2 małe kółka na placyku przed salonem Marvel, pomachałem chłopakom, patrzącym na mnie przez okno i ruszyłem przed siebie.
Stres szybko zniknął. VN900 to bardzo przyjemny w prowadzeniu motocykl. Wagi motocykla, której środek ciężkości jest dużo niżej niż np. w takim Gladiusie, nie czuć. Moc też jest bardzo łatwa w opanowaniu przez niedoświadczonego kierowcę (jeżeli oczywiście wie się, co się robi). Szybko przejechałem przez Gdańsk i wjechałem na autostradę. Jedynym problemem przez pierwsze kilometry jazdy było trafianie stopami w podnóżki;)
Pierwszy raz zatrzymałem się na tankowanie na Shellu Palpin - wlałem 11,7 litra do pełna. Drugi raz tankowałem na Shellu Niesułków - 12.18 litra.
Jazda prawie pustą autostradą, dopiero co kupionym pierwszym w życiu motocyklem - to było coś pięknego. Ciężko to opisać, więc nawet nie będę próbował, kto chce, niech sam sprawdzi.
Zatrzymałem się na stacjach chyba 3 razy, 2 razy tankowałem, chociaż oczywiście w baku była jeszcze prawie połowa paliwa. Jak zaczynało się ściemniać i robić chłodniej, zatrzymałem się i założyłem podpinkę do kurtki, oraz kalesony na tyłek. Temperatura oscylowała w granicach kilkunastu stopni, czuć było delikatny chłód w kolanach (spodni motocyklowych jeszcze się nie dorobiłem) - ale czuć też było przyjemne ciepło bijące od silnika, szczególnie z prawej strony.
Po zmroku, światło mijanych lamp autostradowych odbijające się od chromów Vulcana robiło niesamowite wrażenie. Do domu dotarłem po północy, za szybko spać nie poszedłem, trzeba było najpierw wypłukać piwem adrenalinę z krwi;)
Podróż odbyła się bez żadnych "przygód", jechało się jak po sznurku. Dwie rzeczy trochę mi psuły przyjemność z jazdy. Pierwsza - brak zatyczek do uszu. Zapomniałem ich zabrać z domu, a w trasie nie było możliwości zakupu. Wiatr szumiał mi w uszach jeszcze następnego dnia po przyjeździe do domu. Druga - poluzowane lusterka, które się same składały powyżej prędkości ok. 110km/h - musiałem je co jakiś czas poprawiać.

Zakup motocykla Vulcan 900 Custom 25.06.2015

Motocykl marzył mi się od dawna. Sporo czytałem, przeglądałem strony i fora internetowe, katalogi motocyklowe, oglądałem filmiki na youtube etc. Po zapisaniu się na kurs i pojawieniu się perspektywy zakupu motocykla w niedalekiej przyszłości, działalność tę jeszcze zintensyfikowałem. Nie wiedziałem tylko, ile będę mógł przeznaczyć pieniędzy na ten zakup. Pod uwagę więc brałem różne motocykle, które mi się mniej, czy bardziej podobały (od ok 6.000zł do ok. 23.000zł) np:
xj600, xj900s, suzuki bandit, virago750, virago1100, drag star 1100, intruder vs800, kawasaki vn800, HD sportster 883, kawasaki VN900, honda shadow... Jak widać, interesowały mnie głównie cruisery/choppery, ewentualnie, przy braku gotówki - jakiś tani naked.
Wiele osób powtarza głupoty, że motocykle typu cruiser/chopper są dla emerytów. Ja do mitycznej emerytury mam jeszcze daaaaaleko - motocykl tego typu marzył mi się chyba od dziecka, kiedy pierwszy raz zobaczyłem na ekranie Arnolda na Fat Boyu;)
Jako że miał to być mój pierwszy motocykl, zrozumiałe jest, że nie miałem żadnego doświadczenia, ani jako kierowca, ani jako ktoś, kto ma ocenić stan danego egzemplarza. Znajomego motocyklisty też nie miałem. Postanowiłem więc, że musi to być motocykl albo od jakiegoś forumowicza z wiarygodną historią, albo z polecanego (na forach itp.) komisu - być może nawet z gwarancją. Jak już napisałem wcześniej, przeglądałem działy "giełda" na forach od dłuższego czasu, oraz wybierałem i wrzucałem do zakładek ogłoszenia "do obejrzenia". Nazbierało się tego z 30 motocykli, najwięcej w Warszawie, a także kilka w innych miejscach (np. na Śląsku).
Kiedy w końcu nadszedł czas zakupu motocykla, odechciało mi się jeżdżenia i oglądania wybranych egzemplarzy;) Po prostu mi się nie chciało tego robić, jakaś apatia mnie ogarnęła w tym temacie.... Chciałem tylko już coś kupić, jak najszybciej.
Odfiltrowałem z ogłoszeń 2 motocykle, jeden w Warszawie, drugi w Gdańsku. W Warszawie była to piękna Honda VTX1300S z symbolicznym przebiegiem <10tys mil - niestety golas, a i tak kosztujący praktycznie tyle, ile wynosił mój budżet. No nic, pojechałem, obejrzałem, przymierzyłem się, wróciłem do domu i podjąłem decyzję, że silnik 1300 to jednak będzie za dużo na początek, a i wszystkich pieniędzy też nie chcę od razu wydać.
Następnego dnia o świcie spakowałem do torby kask, kurtkę, rękawice, a gotówkę wsadziłem za pazuchę.
Polskim Busem pojechałem do Gdańska, gdzie w komisie/salonie Kawasaki stał niebieski VN900 Classic LT. Był to motocykl należący do forumowicza z Vulcanerii. Właściciel już od jakiegoś czasu mieszkał za granicą, a sprzedaż swoich dwóch motocykli powierzył komisowi. Kilka dni wcześniej skontaktowałem się mailowo z właścicielem, zapowiedziałem swój przyjazd, ewentualny zakup i powrót na kołach do Warszawy.
Ok. godziny 14:00 stałem już przy motocyklu, który był wcześniej wyprowadzony na plac przed salonem. VN900 miał przebieg trochę ponad 40.000km, miał pełne wyposażenie, jakie było chyba dostępne do tego modelu: szyba, gmole, kufry w kolorze motocykla, oparcie, a także alarm, grzane manetki, wyświetlacz biegów i wydechy od Kalińskiego (oryginalne też w komplecie). Za długo to moje "oglądanie" nie trwało, spytałem jeszcze tylko, czy właściciel mówił coś na temat "negocjacji ceny". Odpowiedzią było przeczące kiwanie głową właściciela salonu. No trudno, "biorę" - powiedziałem;)
I wtedy okazało się, że nici z zakupu i powrotu na kołach do Warszawy. Właściciel motocykla nie zostawił podpisanej umowy, ani upoważnienia (czy co tam było potrzebne) - także lipa:( Mogę sobie co najwyżej przyjechać jeszcze raz za 2-3 tygodnie, kiedy człowiek przyjedzie zza granicy...
Oczywiście taki scenariusz nie wchodził w grę. Już miałem udać się w kierunku dworca, kiedy jakiś inny pracownik salonu/komisu spytał, czy biorę pod uwagę tylko VN900 Classic, czy może czarny Custom też by mi odpowiadał.
Tu taka mała dygresja: motocykle u Marvela w Gdańsku stoją w budynku nowe i używane/komisowe (czego na początku nie wiedziałem). Po przyjeździe na miejsce, wchodząc do salonu od razu wpadł mi w oko czarny Custom, jednak nie przyglądałem mu się specjalnie - myślałem sobie: fajny jest, ale nowy, pewnie kosztuje ponad 35.000zł, tak więc nie ma co go nawet oglądać.
Tak więc kiedy gość zaproponował mi czarnego Customa, spytałem zaskoczony - "Tego Customa?? No panie, jak najbardziej biorę pod uwagę także Customa"...;)
Motocykl został wyprowadzony na zewnątrz, pooglądałem go sobie jeszcze, usiadłem, pogadałem chwilę - decyzja była oczywista: biorę. Nic dziwnego, że pomyślałem wcześniej , że motocykl jest nowy - bo tak właśnie wygląda.
Tym razem nie było żadnego problemu z podpisaniem umowy, bo właściciel był z Gdańska. Telefon i po jakichś 2 godzinach umowa była już podpisana.
Kilka faktów na temat motocykla: był on kupiony przez pana (rocznik 1947) w styczniu 2008 po śmieci żony. Kupiony był w tym właśnie salonie jako nowy i tam też był serwisowany: pierwszy serwis 21.08.2008 przy przebiegu 1016km. Drugi serwis 24.04.2010 przy przebiegu 3300km. Trzeci serwis 29.03.2012 po przejechanych 5100km. Ja go kupiłem ze stanem licznika ok 6250km (mogło to być parę km w tę, czy w drugą stronę, bo nie zwróciłem na to szczególnej uwagi). Jak widać, pierwszy właściciel za dużo nim nie pojeździł - z czego się bardzo cieszę;) W motocykl było też włożone trochę gotówki: szyba, gmol, mocowania Klick-Fix i ładne skórzane sakwy, alarm, a także blokada Abusa na tarczę. Najlepsze jest to, że Custom kosztował ok. jedną średnią krajową netto mniej niż Classic, po którego przyjechałem! Przebieg miał też kilka razy mniejszy.
Stan techniczny idealny, brak zużycia tarcz hamulcowych i klocków, prawie brak zużycia opon (oryginalnych Dunlopów), czysty czerwony olej w silniku, czysty płyn hamulcowy, manetki praktycznie jak nowe, zero wycieków gdziekolwiek itd. Vulcan miał jedynie drobne zadrapania na spodzie gmola i na dolnym tłumiku - zapewne pierwszy właściciel za mocno kiedyś przechylił i przewrócił/oparł motocykl. Akumulator był martwy, także na miejscu kupiłem nowy.
Zbliżała się już godzina zamknięcia salonu (18:00), także powoli zbierałem się do odjazdu. Jeden z pracowników pojechał jeszcze tylko zrobić przegląd, który już był nieaktualny, a także dopompował opony. Kiedy powiedziałem, że jest to mój pierwszy motocykl, ostatni raz jeździłem na egzaminie 2 miesiące temu i zaraz jadę do domu do Warszawy - chłopaki spojrzeli na mnie trochę jak na wariata. Ktoś nawet spytał, czy na pewno chcę jechać nim teraz ponad 400km - odpowiedziałem, "jasne"... jakie inne miałem zresztą wyjście.